Obóz 2015 Trzmielewo – wspomnienia

Jak co roku, w ten piękny i słoneczny czas, zwany wakacjami, nasza ekipa z Piotrkowskiego Klubu Oyama Karate “Washi” zapakowała swe plecaki, walizki, inne torebeczki, aby spędzić trochę czasu z dala od domu. Tym razem karatecy postanowili udać się w podróż do Trzmielewa – niewielkiej wsi, położonej w województwie pomorskim, niedaleko Białego Boru. Ciekawi świata, głodni przygody oraz zadowoleni z tego, że będą mieszkać przy samym jeziorze, wyruszyli.

Trzmielewo 2015 Karate

 

Niektórym podróż się dłużyła, biorąc pod uwagę upał, jaki panował tego dnia, ale byli też i tacy, którzy całą drogę przespali. W miłym gronie, spokojnie dotarli na miejsce wypoczynku. Tym razem obozowicze mieli spędzić dziesięć dni w domku, liczącym kilkanaście pokoi, co było dla nich sporą odmianą, ponieważ zawsze wybierali się pod namioty. Rozpakowani, najedzeni, odzyskawszy siły urządzili sobie małą wycieczkę krajoznawczą po terenie obozowiska, a także udali się nad Jezioro Bielsko, które wszystkich, jak jeden mąż, oczarowało.
Codziennie odbywały się poranne zaprawy, w których uczestnictwo było obowiązkowe. Co prawda, dla wielu śpiochów, nie należało to do ulubionej części dnia, ale każdemu wychodziła na dobrze ta krótka przebieżka i rozgrzewka przed dalszymi zajęciami.
Do południa (jeśli pogoda dopisywała) przeważnie spędzali czas na plaży, opalając się, czytając lub ucząc się pływać. Za pierwszym razem gdy wypłynęli kajakami i łódkami wiosłowymi, doszło do kilku zderzeń. Niektórym panowanie nad łodzią nie wychodziło zbyt dobrze, płynęli w siną dal, nie patrząc dokąd inni zmierzają. Oczywiście śmiechu było co nie miara. Z czasem jednak udało im się nabrać wprawy, zaczęli dzielnie, równo wiosłować i wypływać na coraz szersze wody.
Lewe wiosło mocniej! Kiedy każdy spróbował już swoich sił w machaniu wiosłami i mniej więcej przekonał się, na czym to wszystko polega, ekipa z Piotrkowa wybrała się na wycieczkę do Białego Boru, dość nietypową, bo po jeziorze. Z samego rana po śniadaniu odebrali prowiant z kuchni, przebrali się w ciepłe, w miarę nieprzemakalne ubrania i wypłynęli z portu wiosłówkami, w grupach kilkuosobowych. Ahoj! Po kilkugodzinnym pływaniu dotarli na miejsce. Zwiedzili Biały Bór, porobili ciekawe zdjęcia, ugrzali się przy ognisku rozpalonym przez sensei’a, po czym postanowili wracać, stawiając sobie za cel dotarcie na kolację, co w ich tempie było nie lada wyzwaniem. O dziwo, udało im się.
Lewy fok – wybierz, prawy – luz! – młodzi sportowcy próbowali swych sił również na żaglówkach. Po kilku dniach pod opieką starych wilków morskich wypożyczyli żaglówki. Na początku nie orientowali się w typowo żeglarskim nazewnictwie i częściach z jakich składała się łódź.  Wiatr bawił się z nimi w kotka i myszkę. Raz pędzili niczym wyścigówka, a czasami trzeba było posuwać się przy pomocy wioseł. Dla karateków była to wielka frajda i przeżycie, a zwłaszcza dla tych, którzy nigdy wcześniej nie mieli z żeglarstwem do czynienia.
Kolejną z obozowych atrakcji były wędzone ryby, które wraz z pomocnikami przyrządził sensei Darek. Washi miało okazję zobaczyć, jak przygotowuje się złowione ryby, aby nadawały się do spożycia. Wieczorem, w ramach drugiej kolacji, wszyscy zebrali się na patio i urządzili prawdziwą ucztę! Palce lizać!
Karatecy wzięli także udział w obozowej olimpiadzie między ekipami z różnych grup. Chłopcy, grający zarówno w siatkówkę, jak i piłkę nożną mieli wspaniały doping zapewniony przez oyamowskie cheerleaderki – płeć piękną naszego klubu. Oczywiście, dzięki nim, chłopakom udało się wygrać każdą konkurencję, wywołując grymas niezadowolenia na twarzach przeciwników.  Odbyła się też wewnętrzna olimpiada, w której wzięło udział tylko Washi – olimpiada wodna. Nie obyło się oczywiście bez pourywanych, połamanych wioseł i taranowania kolegów. Wszyscy dobrze się bawili, zawzięcie rywalizowali w dwójkowych drużynach.
Jak na obóz sportowy karate przystało były też treningi. Najciekawszy z nich odbył się w kimonach, w jeziorze, kiedy karatecy musieli przezwyciężyć swoje lęki związane z trenowaniem w wodzie i dać z siebie wszystko. Oprócz tego były zajęcia z zakresu kata oraz techniki walki.
Nasza grupa, której nie brakowało odpowiedniej dyscypliny, wygrała konkurs czystości, prowadzony między poszczególnymi ekipami przez komendantkę obozu.
Dziewiątego dnia obozu, wieczorem nad samym jeziorem, rozpalono ognisko. Wszyscy zachwycali się widokiem i miłą atmosferą. Nie zabrakło pieczenia kiełbasek oraz ryb, śpiewanek, grania na gitarze i rozmów. Aż smutek doskwierał, kiedy pomyśleli, że następnego dnia muszą już wyjeżdżać.
Ostatniego dnia, tuż po przebudzeniu, wszyscy wzięli się za pakowanie, porządki oraz przyrządzanie prowiantu na drogę. Ku zaskoczeniu uczestników, sensei zabrał grupę na jeszcze jeden, ostatni rejs żaglówką. Bawili się świetnie przy mocnym wietrze, niektórzy przestraszeni przechylaniem się łódek, inni szczęśliwi, kiedy prawie dotykali wody. Po obiedzie niestety przyszedł czas, żeby wracać z powrotem do Piotrkowa. 27 lipca późnym wieczorem wszyscy byli już w swoich domach, miło wspominając czas spędzony z klubem.
Uczestnicy serdecznie dziękują sensei Darkowi za zorganizowanie tak wspaniałego obozu i liczą, że za rok również będą mogli pojechać z tak sympatyczną, zgraną grupą na obóz letni. OSU!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.